Jeśli należysz do czytelników kochających reportaże, a jednocześnie interesuje Cię historia polskiego regionu Górnego Śląska, to pozycja Zbigniewa Rokity "Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku" jest właśnie dla Ciebie.
"Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku", opublikowana przez Wydawnictwo Czarne, należy do reportażu bardzo osobistego i poruszającego. Autor Zbigniew Rokita, jak sam przyznaje, przez znaczną część swojego życia starał się wypierać swojego śląskiego dziedzictwa, traktując je jako coś wstydliwego i "niewygodnego". Skutkowało to tym samym totalną niewiedzą o historii owego regionu, jako że w powszechnej polskiej świadomości jej temat jest podejmowany niechętnie lub z dużym przeinaczeniem faktów.
Ostatecznie Rokita postanowił przełamać swój własny opór i samodzielnie się przekonać, co naprawdę oznacza bycie Ślązakiem. Poruszające obserwacje zarówno samego autora, jak i napotkanych osób, osobiste historie, codzienne rozterki i wielkie deklaracje, kompletnie różne od tego, czego można się spodziewać, każą zupełnie inaczej spojrzeć na ten tak często pomijany i bagatelizowany obszar Polski. Książka "Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku" to pozycja dla każdego, kogo interesuje intymne i nieoczywiste spojrzenie na to, czym jest śląska tożsamość.
Od autora
Przez większość życia uważałem Ślązaków za jaskiniowców z kilofem i roladą. Swoją śląskość wypierałem. W podstawówce pani Chmiel grała nam na akordeonie Rotę, a ja nie miałem pojęcia, że ów plujący w twarz Niemiec z pieśni był moim przodkiem.
O swoich korzeniach wiedziałem mało. Nie wierzyłem, że na Śląsku przed wojną odbyła się jakakolwiek historia. Moi antenaci byli jakby z innej planety, nosili jakieś niemożliwe imiona: Urban, Reinhold, Liselotte.
Później była ta nazistowska burdelmama, major z Kaukazu, pradziadek na „delegacjach” w Polsce we wrześniu 1939, nagrobek z zeskrobanym nazwiskiem przy kompoście. Coś pękało. Pojąłem, że za płotem wydarzyła się alternatywna historia, dzieje odwrócone na lewą stronę. Postanowiłem pokręcić się po okolicy, spróbować złożyć to w całość. I czego tam nie znalazłem: blisko milion ludzi deklarujących „nieistniejącą” narodowość, katastrofę ekologiczną nieznanych rozmiarów, opowieści o polskiej kolonii, o separatyzmach i ludzi kibicujących nie tej reprezentacji co trzeba. Oto nasza silezjogonia.
Zbigniew Rokita